Janina Słonina
lat 79, Stowarzyszenie Kobiet Wsi Włoszczowice
Nazywam się Słonina Janina, mieszkam… urodziłam się w Karsach, to jest gmina Sobków, powiat Jędrzejów, no Kieleckie też jest. Tutaj mieszkam od 60-go roku. Wyszłam za mąż, przyszłam tutaj. No i tak się to życie toczy…no.
– I ma Pani…będzie miała Pani w tym roku 80…
Tak, w październiku będę miała 80 lat.
Dzieciństwo w Karsach
No jako dzieci to rodzice ostrzegali bo tam były takie stawy rybackie, tam takie no były, jak się do szkoły szło, czy coś, to tam niektórzy się kąpali, no to tak ostrzegali trochę rodzice, żeby tam się nie utopić, żeby nie tego… No ale to nie było takiego zdarzenia, no ale rodzice zawsze woleli zastrzec, ustrzec żeby tego… Chodziliśmy tam przez te łąki do szkoły, do Lipy, przez łąki, była droga, ale na skróty się tak szło koło tych stawów, no to takie tam… No ale nic ciekawego tam się, strasznego nie stało, żeby tego… rodzice ostrzegali zawsze, żeby być… Myśmy tam w piłkę grali na tych łąkach, jak się szło, po drodze się pograło w piłkę. Chociaż rodzice też nie pozwalali, bo to były dawne czasy, trzeba było gęsi paść, trzeba było przyjść do domu…jak za długo nie przyszłam to mama już leciała „Gdzie ty jesteś?”, do wsi. Bo tak na końcu wsi mieszkaliśmy. No… „Gdzie ty jesteś? Ta koleżanka przyszła, a ty nie…”. A ja lubiałam bardzo grać w piłkę… nawet nie było tych piłek tak…ze szmat się zrobiło, uwiązało się tak i grało się. To takie było, no…było jak było. Bo to tak po wojnie to to wszystko było…nie było tak jak teraz, że dzieci mają i w ogóle…
Codzienność
A wtedy to nie było… u nas to nawet światła nie było tam, jak my mieszkali. To nie było światła. No to tak, jak schodziliśmy się do kogoś tak na takie pogawędki, albo coś, i mój brat gdzieś tam pracował i kupił takie radio, co było na taki akumulator, duże to radio było. Jak przywiózł oj, to była radocha! Przychodziły koleżanki i puszczalimy co to w tym radiu było, jaka muzyka czy coś… to się tak oglądało, słuchało tego. Taka była inna ta, atmosfera. A tak to taka cisza, spokój. Bardziej się słuchało tak tych opowieści po wojnie, jak się tak ludzie starsi schodzili, to tak opowiadali jak to było, w tę wojnę… Ja to tak, jako dziecko, to może nie wolno było nawet słuchać tak, wolno nie wolno, ale bo to jest takie przerażające, jak starsi opowiadali, a wtedy się tak cichutko siedziało i się podsłuchiwało, co oni rozmawiają o tej wojnie.
- Pani tata był kołodziejem?
Tak, kołodziejem. Robił koła do wozu, z drewna, z drzewa, z dębu, o. I to takie, no, w domu. Była taka izba duża i warsztat taki miał, miał tokarkę co toczył te piasty, to wszystko, to takie miał te, narzędzia, różne ośniki, nie-ośniki, co tam te, potrzebne mu było. A myśmy tam spali jako dzieci, bo nas było, no…czworo rodzeństwa. No to ja byłam, niby, najstarsza, siostra, później brat i jeszcze siostra. No ale to, wtedy jej jeszcze nie było, bo to w 45 siostra się urodziła…to tak było później. Ale wtedy to ja była i ta siostra, co się później chyba urodziła. No i…ale jak tatuś robił te koła, te szprychy toto takie, wbijał to takie młotem takim wielkim, i tak walił w to, aż się dom ruszoł. Ale takie dziwne to było, że dzieci spały i nikomu to nie przeszkadzało, a on to w domu robił, w nocy, znaczy, w wieczór, w zimę, w lato i to walił tym młotem i nic nam nie przeszkadzało, nawet spanie, że tego. Tak mieszkaliśmy na końcu, ale przychodzili do nas, tak lubili ludzie przychodzić tam do nas. Bo jak robił to przyszedł taki, jakieś chłopy, jakieś tego… mamusia przędła na kołowrotku no to tak przychodzili: i kobiety i mężczyźni i tak było wesoło. Dom był taki duży, izba była duża, pokój był też. Ale to w tej kuchni to było…i warsztat i kuchnia i wszystko i łóżko do spania i wszystko było. Lekcje żeśmy odrabiali i tego…ale to tak było głośno, ale fajnie było, wesoło…ludzie przychodzili.
Przed pracą
Zanim zaczął zawsze wstał, na klęczki pacierz mówił, w ogóle przed każdą pracą się przeżegnał, czy jechał koniem w pole, to tym batem przed koniem przeżegnał, krzyż zrobił i zawsze tak… o to było zawsze naprawdę przestrzegane.
Koszenie zboża i uroki
A w sianokosy tak każdy się spieszył, nie było czasu na śpiewanie, bo to tak było…ale tak, to czy żniwa to tą kosą krzywą się kosiło, taką ręczną, nie było sierpa, to było tak… I to człowiek jak do szkoły chodziłam jeszcze to już trzeba było brać kosę, ja musiałam iść też odbierać te snopki za tym, za kosą, no bo trochę było tego pola. Ale… to człowiek od małego to robił, trzeba było robić, no…
- A to w takim razie…bo zwierzęta też mieliście w gospodarstwie?
Tak, no.
- Zdarzyło się tak czasami, że na przykład jakieś zwierzę zachorowało, albo krowa przestała dawać mleko?
No zdarzało się czasem tak, ale no to…jakoś na swój sposób sobie tak leczyli. Ziołami, to tym, to tamtym.
- A pamięta Pani w jaki sposób leczono? Albo czy mówiło się, że…dlaczego ta krowa przestała mieć mleko?
No może mógł ktoś urzec, taki urok. No to ten urok odczynioł, zdjął czy buty, czy skarpetą, czy coś o, takiego, co bliskie ciała, coś było, jakąś szmatę blisko ciała, żeby było najbliżej, koszula czy coś, i wycierał to. I popluł to, jak był urok, „no tfu tfu, na psa urok”, na wszystkie strony świata, jakoś to tam było i to wycierał i to przechodziło. Ale było tak, na przykład, że koniem jak ktoś jechał, i ktoś tam „o, ładny koń!” i urzekł konia. A jakby ten koń przeszedł przez jakąś wodę, przez jakąś rzeczkę czy coś, to już się nie uratowało, to już nie było ratunku, że on padł. A jak jeszcze tak po suchym terenie, to ten urok odczynił. Jeszcze było tak, że jak urzekła by kobieta, to trzeba było od kobiety jakąś szmatę wziąć, a jak mężczyzna to męskiego coś. No te uroki to odczyniały, bo to tak było, że to to było takie…
Uroki i Znachorki
- A czy człowieka można było urzec?
Też! No pewnie! Wtedy się, głowa bolała, coś bolało, pocił się i coś się tam, słabo było, i potem też tak, no, ten urok, coś powiedział, na psa urok, na to, na tamto, i jakąś szmatą taką z ubrania coś zdjąć, o wytrzeć tam bo się pocił no i potem poleżał, tego, i przeszło, przechodziło.
- A czy była jakaś taka jedna osoba, która pomagała w odczynianiu uroków, czy raczej kto umiał, to tak robił?
Kto umiał, to tak robił. Nie było tak, że taka jedna tylko…ale tak to jeszcze były babcie takie starsze i one to umiały i one to…tak. Były takie, tak.
- One się tym zajmowały?
No, jak tam jak się coś stało, jakoś tak sam nie mógł se domownik z tym zrobić to przychodziła taka, poproszono ją, kogoś tam, i zdarzało się, że uratowane były takie…
- A mówiło się jakoś, czy nazywały się takie panie, które odczyniały uroki?
Nie wiem… znachorki, nie znachorki… jakoś to się mówiło, już nawet nie pamiętam nawet jak, ale było tak.
- A one coś jeszcze robiły? Pomagały w innych rzeczach, czy tylko odczyniały uroki?
Nie no, robiły normalnie, jak ten tego, tylko że miały, no, taką tą siłę, czy jakąś tam wiedzę, coś takiego, że potrafiły to zrobić no i ludzie wierzyli w to, że udało się, czy tak miało być, ale to była ta wiara, że to zrobiły…
Zielarstwo
Ludzie mieli sposoby, no…i tak jak ten, takie zioła piły, a to to… Jak mój tatuś to pamiętam jak go żołądek bolał to piołun. A przecież to to…raz jakoś pamiętam mnie coś tam bolało…”zaporz no tego piołunu, niech się napije” – do mamy. A to takie gorycz, takie niedobre, nie chciałam za nic tego pić. No ale tatuś to często się tym leczył. No pił i to mu pomagało.
No takie były przecież zioła, czy były te ziela, co się święci w kościele, czy wianki, a to tam te zioła były takie święcone. Przecież one też pomagały w tym wszystkim.
- A jakie to były zioła?
No, mięta, no jakieś tam, jak na przykład teraz ostatnio wianki my święcili, to takie wszystkie te zioła co się takie… niby to chwasty, ale to miały pomagać i do dziś są te. I na przykład takie zioło rozchodnik, takie rośnie i to brało się do wianków i wieszało się potem te wianki na ścianie przed wejściem i jak szła burza albo coś to ten rozchodnik miał to to, tą siłę, że te chmury rozchodziły się, żeby nie były tak tego, żeby to była taka ulga. Takie te i takie różne te inne no… no mięta, macierzanka, coś tam takiego… albo jak były to znowu na Zielnej zioła się robiło, no to też takie trawy się wszystko, bo to było takie, że to miało pomóc i zwierzętom i ludziom toto pomagało. To było…taka apteka.
W razie burzy
Obrazy, krzyże, cośtam…albo gromnicę się świeciło, o! Jak była szła burza to gromnicę się świeciło, właśnie tę, ta gromnica rozgromiała te te chmury, tę burzę. No to tak jest…Ja też teraz jak chmura idzie to se zaświecę. I taką pasyjkę mam, krzyżyk, to w tym oknie se tam stoi.
- A obrazek święty to co miał przedstawiać?
No zależy jaką tą, figura była na nim, ale to no tak się…Matka Boska, Pan Jezus, Krzyż, o… to takie były…co się to się do tego modliło, do tej figury, do tej osoby, no i to…tak obrazy no to były, są. Z resztą do dzisiaj też są przecież.
W południe
No w tamtych czasach to raczej się schodziło na obiad, na południe. Było tak, że no, teraz obiad jest tylko raz, ale w domu dawniej to było tak: raz na śniadanie trzeba było zupę coś tam zjeść, mama gotowała; na południe przychodziło no to trzeba było coś jakieś ziemniaki czy takie drugie danie i tak prawie trzy razy dnia się jadło takie gotowane, czy tego. Także było południe, przychodziło się do domu. Tatuś kosę musiał wyklepać, mama ugotowała obiad, kto tam mógł, to się przespał, zdrzemnął gdzieś…jak mi się widzi to wtedy były takie długie te dni, nie tak jak teraz. Teraz to wszystko jest przecież takie maszynowe…i to i tamto…a wtedy był czas skosić, odpocząć, przespać się. Jak tatuś wyklepoł kosę to poszedł o tak o, w cieniu, wziął se koc, wyklepoł kosę, położył się, zdrzemnął się, po tym zjadł i po południu idziemy w pole. Teraz to nie wiadomo kiedy południe, kiedy rano…
Południca
- Czy mówili, żeby nie iść w południe… na pole
Bo Południca!
- Słyszała Pani o czymś takim?
No coś takiego, ale nie spotkało mnie coś takiego. To była taka, niby południca, ale co to było…to jakaś taka, no nie wiem. O ty Południcy to raczej tak…w samo południe to raczej do domu się szło, żeby taki był spokój, nie przeszkadzać tej Południcy chyba.
- Ale co to było w ogóle? Czy kojarzy Pani coś więcej, co to było? Jak ona wyglądała ta Południca?
Nie wiem…mnie się wydaje, że takie coś, jakaś zjawa jak Baba Jaga, coś mi się tak, coś takiego no. Z opowiadań…
- A co ona mogła zrobić człowiekowi? Nie mówili nic takiego?
Nie mówili…może i mówili, ale nie pamiętam…coś takiego. Ale wiem to było niefajne, było takie…raczej strach taki, postrach.
Boże Narodzenie
To była taka, słoma nazywała się kopa, taka wiązka słomy, i to było za obrazem stawiana, na ten, i jeszcze gdzieś, no i to było w Wigilię i to, ta słoma stała aż do nowego roku. A w Nowy Rok się zawczasu wychodziło, zawczasu kto tam pierwszy wstał i musiał tę słomę zanieść na pole, tam gdzie zboże rośnie i toto tam się ją wstawiało. A w domu no to znowuż jak był ogród, sad, no nie, to na wieczór się wychodziło w tę wigilię i tam do tej jabłonki, to wiązało się słomą też tak dookoła, i jak to tak mówili: „hop hop, będziesz rodziła czy nie będziesz rodziła, bo cię zetną, hop hop” – takie głosy były po wsi, jak pierwsza gwiazda za tego…w Wigilię zaświeciła, no to już takie było. Później no to kolacja, to, i tą słomę się tak przywoziło do domu i te sady, te jabłonki to się tak wiązało…tak, że no, takie były różne te zwyczaje.
- A jak z opłatkiem? Skąd braliście Państwo opłatek?
No od księdza, z tego…kościelny czy ktoś nosił, roznosił. Kupowało się i potem się łamało tym opłatkiem w Nowy Rok, w Boże Narodzenie, w ten to…w Wigilię to pierwszy raz, w Wigilię się tak dzielili tym opłatkiem. To kolacja była no i tak wszyscy razem się ten…spotykali.
- Tylko z ludźmi się dzieliło opłatkiem, czy…
A, zwierzętom też się dawało, tak, prawda. Zapomniała bym…Teraz to nie ma krowy, nie ma tego to się tak nie daje, a przed tym to tak. Też się zanosiło. Niektóra ta…czy krówka czy co nie chciała to się w chleb wkładało ten opłatek, żeby zjadła, no, tak. To było tak…
- A jaki to był opłatek? Czy to był taki sam jak dla ludzi, czy inny?
Był kolorowy, jeden taki. Był biały, a dla zwierząt był kolorowy, jakiś inny kolor. No czy różowy, czy żółty, czy czerwony… no jakoś tak, takie to były kolory. I się też dawało zwierzętom, tak.
- A to po kolacji, tak? Po wieczerzy ludzkiej się szło do zwierząt?
Tak, szło się…tam tatuś jakieś te, życzenia takie…bo to mówią, że zwierzęta będą rozmawiały polskim głosem. No to tam szedł i tak było, no…ale nie słyszałam tego.
Zakazy w Boże Narodzenie
Nie gotowało się, nie wolno było zamiatać, bo to jest tego…bo to było takie święto wielkie, że nie wolno było. A znowu jak w Szczepana, jak był Szczepan w Drugi Dzień Świąt, to się zamiatało izbę wtedy i te śmieci się wynosiło tam gdzieś na pole, żeby chwasty nie rosły. Wynosiło się to tam, żeby tego… A w pierwszy dzień to nie wolno było zamiatać! Ja jakoś pamiętam, byłam, to było święto…Wielkanoc czy to było w Boże Narodzenie…jakoś tak, no nie miałam co robić, wyciągnęłam książki, lekcje odrabiam, bo tak zawsze gonili, myślałam, że to…a tu „Co ty? Dzisiaj lekcje? Nie wolno, dzisiaj jest wielkie święto! Schowaj to!”. I nie dali mi bo tego…jakoś tak no…ja myślałam, że będę tako…pochwalona, a tu nie, bo złamałam jakieś przepisy…
W św. Szczepana
Albo jak był oset, o! To w Szczepana było. Jak gdzieś na polu rósł oset to te śmieci zanosili tam i „Oset, oset powiedział ci święty Szczepan żebyś stąd poszedł.” I sypali to, ten, żeby wygonić ten oset…