Jacenty Czub cz. II
ur. 1944 r., urodzony w Sobiekurowie, mieszka od 1966 r. w Motkowicach
Refleksja nt. codzienności w Motkowicach
Co mnie zastanowiło, jak przyszedłem tu pierwszy, pamiętam, pierwszy dzień przyjechałem i z walizką taką, oczywiście tekturową, w tej walizce koszula, ze dwie, i dwie pary spodni…pamiętam, no to już u mnie, już na wsi była bieda też, ale nie było, wydawało mi się, że tutaj przyjechałem do bardzo biednej miejscowości bo kobiety pędziły krowy nad Nidę tam, przy czym nie było mostu, tylko przez bród taki był, no i później był i drewniany most, później budowali ten most, wał i ten most…to goniły te krowy boso. To taki byłem zdziwiony… sześćdziesiąty szósty rok! To już się, boso to już się tam raczej rzadko spotykało…ale tu, jak się później dowiedziałem, to tu były kobiety, były takie, które jak pierwszy grzmot był to leciały do Nidy i wchodziły do wody! I się kąpały! To była…to…a przecież pierwszy grzmot bywa już i w marcu! W kwietniu… - A mówili dlaczego wchodziły do Nidy? Dlaczego się kąpały po pierwszym grzmocie? No tak…taki zwyczaj był chyba, widocznie, od od…kiedyś tam. Od zarania dziejów…
„Psikusy” i codzienność
No miałem kolegę takiego, już nie żyje, i mieszkaliśmy obaj…no to się na wieczór, wychodziło się do…po domach się szło sprawdzić jak się tam dzieci uczą, czy odrabiają lekcje, czy odrobiły lekcje, czy pomóż tam ewentualnie. To obowiązek mieliśmy taki. Dyrektor tam…to był jeszcze kierownik wtedy szkoły, dawał polecenie i się chodziło. No to się różnie spotykało…chłopaków się naszło, jesień była i zima cała to, to było, ponieważ nad rzeką było masę chowanych gęsi, to skubane te gęsi były i później pierze darte, kobiety darły na przetakach, na sitkach. To chłopaki…złapał go, wszedł najpierw do obory, do tego domu, w którym to robiono, skubano to pierze, wziął koguta albo kurę i jeden otworzył drzwi, a drugi rzucił…to narobiło się szumu…gdzie strzepało się to pierze całe poszło w górę. Więc były takie… - Psikusy robili…? Takie psikusy no…pamiętam, jak już kawaler szedł do panny, no chodził do panny, to tam jak już się dowiedzieli, to też robili takie psikusy tam. Konia wyprowadzali od niego i zaprowadzali do niej na podwórko…wóz na przykład zaprowadzili…mało tego, to jeszcze ten wóz rozebrali i wciągnęli go na kalenicę, bo to było strzechami kryte. Dawniej to te kalenice były takie szerokie, to wciągali go tam na górę…albo szyby kładli na kominie…wie Pan co, lusterko ktoś, jak zobaczył, że mu się nie chce palić, no to mówi „może sadze zaszły, albo kawki zrobiły gniazdo” – to brał lusterko, wkładał: „no świeci się!”. Jak się świeci, to znaczy, że jest komin szczelny! A tam się świeciło tylko dlatego, że była szyba. Jak się później szyba okopciła, to się okazało dopiero to…no to takie psikusy to sobie robili, no…
Wesele i poprawiny
Poprawiny jak miały być, to na poprawiny to się poprzebierali się, przeważnie mężczyźni się przebierali na kobiety i chodzili, zbierali kury, zawozili tym, nowożeńcom, żeby tam mieli. Z resztą każdy jak szedł na poprawiny to nikt nie szedł bez niczego! Każdy kurę zanosił! Taki przypadek był, no…to półlitrówka i kura to już była, murowane jak, jeszcze jak była czarna kura to ho! To już najważniejsze było… - A taka czarna kura miała znaczenie…? No jakieś tam znaczenie, że no czarna – trochę inna, no. Tych czarnych kur nie było tak dużo. - Ale to na szczęście bardziej? Na szczęście! Na szczęście! Tak, na szczęście. I tak już te kurę trzymali i trzymali, aż no, pewnie, żywot skończyła. - I to w poprawiny, tak? To w poprawiny te dziady chodziły… - A czy pamięta Pan może jakieś obrzędy w trakcie wesela? Czy coś na zasadzie oczepin może? Albo coś… No to to jest normalka…śpiewy przed tego, przed domem to…pan młody do pani młodej, szedł ze swoją świtą to to tam przed bramą, czy przed drzwiami stało się i wyśpiewywało się różne piosenki…i, no i wykupywało się…bo oni, zanim wpuściły do domu pana młodego, to trzeba było tam ze skrzynkę wódki dać, no…
Wiejski transport
Przemieszczali się za pomocą wozów. Z resztą teraz byliśmy…kiedyś…aaa, chyba z miesiąc temu, byliśmy na wycieczce z księdzem, na takiej pielgrzymce na Świętym Krzyżu. No i tam chodzili wszędzie wszyscy, no i ja tam z nimi chodziłem, ale ja wszystko to to znałem, dlatego, że ja się tam urodziłem, nie tak daleko. I tam się jeździło na odpusty, się jeździło, wozem. To ksiądz, nasz proboszcz, mówi tak: „To chyba żeś Pan trzy dni jechał!”. Ja mówię: „Nie, proszę księdza, bo ja tu niedaleko mieszkałem, bo ja tu, stamtąd to mieszkałem 20 kilometrów od Świętego Krzyża.”. No to wozami się jeździło! Z resztą stąd też ludzie jeździli wozami wszędzie. Nawet jak sklepy były to zaopatrzenie to wozem wozili z Jędrzejowa, czy nawet z Kielc. Pamiętam jak się, jak jeden z, tutaj z mieszkańców kupił wóz w Kielcach i z Kielc we dwoje z żoną przypchali ten wóz do Motkowic. Z Kielc. No to wie Pan, to jest ponad 40 kilometrów… - No tak, to nie lada wyczyn… No nie lada wyczyn, że takie coś…
Zajęcia rolnicze
Każdy miał żytko, ziemniaczki, bo tu nie było dobrych ziem. Tu mało było bardzo takich ziem, gdzie można było pszenicę zasiać. W tej chwili się sieje pszenicę na tych gruntach no bo nawozi się. Ale wtedy to cóż – jak ktoś miał krowy, no to przeważnie każdy miał krowę, świnię, trzymał każdy kury, to to już było normalka. To…obornik był i więcej tam nawozu to mało kto siał…nawóz…i to było zboża, no, owies jeszcze, no czasem tam jęczmień. Pszenicę mało było sianych, nie mówiąc już o takich rzeczach jak kukurydza czy buraki czy…to to jedynie przy domu, jak, na jakiejś tam działeczce. - Tylko? A był Pan może świadkiem, jak przygotowywano się do wysiewu zboża na polu? Czy coś z tym zbożem robiono? Oczywiście. Zboże trzeba było wymłynkować przede wszystkim. Tu młynki były, tu na wsi było kilka młynków, jeden od drugiego pożyczał…czyściło się to zboże po prostu, do siewu żeby było dobre zboże. No i później się jechało na pole, różnie to było u różnych, bo niektórzy mieli już siewniki, ale większość, z początku, to siała rękami. Z resztą ja sam siałem rękami jeszcze zboże…ale też nie tu, tylko tam u siebie…kosiłem kosą, oczywiście. Tutaj też ludzie kosili kosami, kosiarek przecież nie było jako takich. A łąk było masę! I wszystkie te łąki były koszone! A w tej chwili to…ugory. - Łąk było sporo…sianokosy były pewnie dużym wydarzeniem? Łoo! Sianokosy były dwa razy. Jedne się zaczynały na początku czerwca, no w zależności od pogody, to tak trwały, a drugie to było, drugi pokos się kosiło dopiero pod koniec sierpnia, wrzesień. Kosiło się drugi pokos… - A czy w trakcie takich sianokosów, pamięta Pan może lub kojarzy, żeby coś się działo, żeby to było jakieś wydarzenie takie…? No…słuchaj Pan, jak szli kosiarze do koszenia, to trzeba było później zawieźć im…no zależy gdzie, w które miejsce, ale tu łąki są tak, że nawet do niektórych łąk to trzy kilometry kobiety musiały zanieść jedzenie, coś tam wypić jakieś napoje…no i grabie…kosiarze kosili na pokosy a kobiety roztrząsały to. Schodziło to do pół dnia, po pół dnia przychodzili kosiarze do domu, klepali kosy, bo kosę trzeba było poklepać co pół dnia jak kosiło się, to później już trzeba było klepać. No babkę każdy miał, młotek i…a jak nie to brał na łąki i na łące też klepali. Także jak poszedł kosić to jak szli, nie tylko kosić, ale i później grabić, to całe dniówki! Cały dzień, cały dzień…grabiło się, przewracało, grabiło się, kopiło się, później na noc się skopiło, nie daj Boże jak przyszedł deszcz to znowu się rozkopiało, na drugi dzień, i znowu się tego…
Zajęcia pozarolnicze
Na ryby chodzili ludzie, bo to było, masa ryb była, rzeka była nieuregulowana to masa ryb była. - I czym te ryby…łowiono…? A różnie! A różnie było. No najgorsze co było, jak przyszedł jakiś kłusownik i strzelił. Bo to tutaj później masa osób poszła do pracy z tej miejscowości na Śląsk, do kopalni. Bo to do kopalni werbowali u nas w szkole, na przykład, to przyjeżdżali i przed końcem roku, takie które już tam słabe były bardzo…uczeń…mówił: „Eee, ten to nie zda na pewno…”. Ale przyjechali i mówią: „My go weźmiemy, niech tylko zda!”. No tak było! No to przywozili te ładunki takie z kopalni i niektórzy strzelali! Jak strzelił, no to już wszystkie ryby w danym miejscu… a tak to, przeważnie, na podrywki, na jakieś tam saki, o! Ale to takie już tam, w miejscu tam…w taki sak to złapał pięć czy dziesięć ryb tak…to i na wędkach tak samo nałapało się. - A czy był tutaj jakiś taki rzemieślnik który robił narzędzia rybackie, czy może każdy sobie? Znaczy jeden był taki , który plótł sieci. Takie saki robił, o, właśnie takie podrywki. Z nici. Bo to nici przędło się…dawniej się przędło na kołowrotkach z lnu, i zwijało się na szpulki i później z tych nici robili te… - A on się tylko zajmował robieniem sieci, czy…? Nie…on był, no jak zwykle, miał trochę gospodarki…później, prawdę mówiąc, pomagał najbardziej przy budowie kościoła chyba, jak żeśmy zaczęli kościół budować.
Samowystarczalność wsi
No kowali było, kuźnie były trzy, właściwie nawet i czwarta była taka. Taka, no, jak się poszło to zawsze tam coś zrobił. Ale trzech to było takich co i wozy robili, no i wszystkie narzędzia co potrzeba nam było, to wszystko robili. - Czyli był ktoś, kto sieci przygotował, ktoś kto wykuł narzędzia, tak? Czyli tak, samowystarczalna miejscowość…? Tak tak tak. Tam nikt nie jechał nigdzie na ostrzenie, czy tam coś, tylko klepało się, do kowala się szło… - Wszystko na miejscu… Wszystko na miejscu, no.
Boże Narodzenie
Tak jak żeśmy, z resztą żona też pochodzi z takiej rodziny, z Kozłowa, gdzie obchodzi się przede wszystkim, najbardziej uroczyście obchodzi się Wigilię. Bo schodzimy się do jednego… to tak jak tutej na przykład to mam syna z rodziną, córkę, no i tego, no i my. To tak raz jest u nas, raz jest u syna, raz jest u córki. Ale co Wigilię obchodzimy i tam tych dań zawsze musi być, tam, minimum te dwanaście. Jak zwykle choinkę się ubiera, no…wnuczki się cieszą…pod choinkę się przynosi paczki, daje się…no to tak. No a potrawy to też takie starodawne, jeszcze potrawy takie wigilijne po prostu…tam nie robi się nic, no… A dopiero na drugi dzień, na Boże Narodzenie, no to już muszą być wędliny przede wszystkim…różnego rodzaju tam mięsiwa… - A czy w Pierwszy Dzień Świąt, w Boże Narodzenie, czy kojarzy Pan może, żeby jakieś zakazy były? Że nie wolno było czegoś robić? Albo właśnie trzeba było coś zrobić? W Pierwszy Dzień Bożego Narodzenia…lub też w Drugi? No…zawsze się szło do kościoła, zawsze na Pasterkę się szło. Jak żeśmy Wigilię kończyli…śmy w Wigilię…szliśmy z całą ekipą na Pasterkę, no to na drugi dzień, czasem się jeszcze szło drugi raz do kościoła, ale przeważnie się już nie szło. To już Pasterka była po północy, to już się… a w Drugi Dzień no to było święcenie owsa! To był św. Szczepan to to…z początku to owsa, a później to co było! Jakie zboże kto miał to szedł i święcił…sypało się po kościele…ksiądz święcił zboże wodą święconą i kropidłem, a wszyscy rzucali po prostu w niego, no. W tej chwili już rzadko się spotyka tak…z resztą mało jest już takich gospodarzy, którzy mają zboże!