Stefania Dudała cz. II
Nazywam się Dudała Stefania, urodziłam się w 1939 roku, w Rębowie, no i mieszkam do tej pory w Rębowie.
Zajęcia Dzieci
Tu wszyscy już to łąki mieli, za Nidą, to już dzieci były przyzwyczajone, tam kąpać się latem, to wszystko takie, jakie było…teraz to wszystko matka pilnuje, dziecko prowadzi do autobusu, do szkoły. Przed tym nikt nie pilnował dzieci. Sześć lat, siedem miało, to wszystko do rzeki: „Ino długo nie być, godzinkę, więcy nie być, bo trzeba iść na pole znowu, do pracy”. A to gęsi pasło, a to krowy pasło dziecko, to…przecież długo się nie było w ty rzece. Bo jak krowy się pędziło na południe, a po południu znowu się wypędzało. To tak, w te południe poleciało się z powrotem do ty rzeki. Na przykład, tak jak ja, te krowy pasłam za tą rzeką, chciałam się kąpać, to te krowy do tej rzeki wgoniłam, żeby mi tam po łąkach nie chodziły nigdzie i naokoło tych krów kąpałam się i trzymałam w ty rzece, tak…dopiro później wypędziłam na łąkę i pasłam, bo to trzeba było pilnować, bo to na czyje pójdzie, to nie tak, że wszystko chodziło, tylko każdy miał swoje łąkę wyznaczoną. No to trzeba było pilnować tych krów, żeby na czyim nie poszły ino swoje. A jak się chciało kąpać to trzeba było w rzece trzymać te krowy.
- I to był sposób na to, żeby móc spędzić jakoś czas przyjemnie?
No dzieci tak, musiały se jakoś…bo przecież tak było. Nie tak jak teroz, to wszystko mają dzieci, a przed tym nie było…dzieci nie miały.
- Nie było rozrywek aż takich…?
Nie było rozrywek, nie było tak…jak jeszcze ja dzieckiem byłam, to ho!
Boże Narodzenie i Nowy Rok
Na Wigilię to tak! No choinkę się stroiło…no choinka była, ciastka były pieczone swoje, jabłuszka takie małe były wieszane. No a resztę to było klejone, dzieci robiły łańcuchy z papieru, różne anioły. Nie tak jak teroz było…wszystko takie swojej roboty było na choince. I w Wigilię to tata przynosił taki snopek słomy, taki związany i tak w kącie się stawiało, i to stał ten snopek do Nowego Roku. A w Nowy Rok, raniutko w czas, wynosiło się na pole i stawiało się na polu, tam w zbożu jakim tam. Jak było już to na pole się wynosiło…to takie te przygotowania były, takie…
- Ten snopek to się jakoś nazywał? Mówili na niego jakoś?
No…zaraz, jak to było? No snopek, mówili. Zaraz, nie przypomnę se…była taka nazwa. Zapomniałam jak to się mówiło na to… to w Wigilię się stawiało. A późni się wynosiło w Nowy Rok. A Nowy Rok to znowu jak takie muzyki na wsi byli – ktoś miał skrzypce, bęben to za oknami wczas rano, grali. „Nowy Rok bieży” – śpiewali, grali. No i trzeba było wstać i tam parę groszy im wynieść. Jak kto chcioł, to dał. A jak nie no to poszli dalej… i tak od domu do domu chodzili i tak grali.
- Czyli tak jak na kolędę, tak? Kolędnicy, tylko na nowy rok?
Tak, „Nowy Rok bieży” kolęda była. Tak, śpiewali „Nowy Rok bieży”, grali na skrzypcach, na tym, bębenek, bo to przed tym taka orkiestra była na wsi dawniej dawniej. Te potańcówki jeszcze jak były, to tak jak już były skrzypce, bęben, to już była cała muzyka, cała orkiestra.
- Więcej nie trzeba było…?
No i więcy nie było. No i tak było, i wszyscy się bawili. No i to to w Nowy Rok tak ogrywali, no.
- A w Wigilię to o której…kiedy się zaczynało wieczerzę?
A wieczerzę jak kto zaczął! Bo na Pasterkę się szło, 6 kilometrów do kościoła, do Kij stąd…no to tak zaraz na wieczór to tam nie było takich tych potraw jak teroz dużo. Ile kto mógł zrobić…no ale zawsze tam jakieś były te potrawy. A to kapusta, a to śliwki suszone były z kaszą, a to takie jedzenia takie były podręczne… Nie było tam dwanaście potraw, jak teraz co się tam robi, tylko tak mniej, no i…usiedli, opłatkiem się połamali…
- A z opłatkiem to do zwierząt też się chodziło?
Aaa, opłatek jeszcze się pod choinkę kładło, a w Nowy Rok znowu ten opłatek i chlebek kroiło się na kawałki, tego opłatka, i dawało się zwierzętom. Krówkom, koniom się zanosiło do chlewa…
- I to w Nowy Rok?
Tak, u nas to było tak, że w Nowy Rok.
- Nie w Wigilię?
Nie w Wigilię. Tylko w Nowy Rok. Bo to pod choinką stało i dopiero później, w Nowy Rok się to zanosiło.
- A czy w Wigilię wychodziło się na zewnątrz i coś się robiło jeszcze?
No, to mówili tak, jak sad, drzewa owocowe, to brał siekierę i dochodził do tego drzewa owocowego, tak mówili, jo to już nie…tylko słyszałam z opowieści, bo już tu przy mnie to nie było tak robione. I mówi, dochodził i mówi „To jak? Będziesz rodzić? Jak nie będziesz to cię zetnę”. Ale się przecież nie cięło tylko tak mówili przy tych drzewach owocowych. A tak to więcy…z tych opowieści tak pamiętam, jak w Wigilię to było.
- I to z siekierą szli, tak?
Tak. Z siekierą.
- I straszyli drzewko?
No, drzewko straszyli. No bo tu u nos to nie było takich drzew owocowych dużo. Tu nie ma takiej ziemi żeby tu sady tak były… to to nie tylko tak.
Mielenie zboża i wypieki
No był, ale w pobliżu to nie, bo to do młyna się jeździło, był wodny, ale to tam już w powiecie jędrzejowskim, to była Brzeźnica, się nazywała. To za Nidą w tamte stronę. To tam był taki młyn. Tedy jeszcze później to ja jeszcze, do tego młyna to jo ze zbożem jeszcze jeździłam. Długo ten…bo się mieliło, przecie chleb się piekło, w piecu piekłam chleb. Miałam…nie tak jak teroz. Tylko w młynie się mieliło zboże, się jeździło. I chleb się piekło w piecu. Piec miałam, piekłam chleb…
- Kiedy Pani wypiekała chleb?
No, jak brakło! Na tydzień, albo co trzy dni. Zależy ile osób było. Jak latem to miałam wczasowiczów z rodziny, z dziećmi przyjeżdżały to nawet co trzy dni piekłam. Sześć bochenków chleba i szło bo to dzieci jadły, nie tak jak teroz.
- A w jaki dzień tygodnia najczęściej się piekło chleb?
W sobotę na niedzielę. Najczęściej się piekło. Na Święta to samo, ciasta się piekło drożdżowe…nigdy tak, to już później później, ale tak jeszcze to drożdżowe przeważnie ciasta się piekło. Na Święta, jak na chleb…to wszystko w piecu.
- I mieliście Państwo swoje zboże, tak?
Swoje zboże, do młyna się jechało, mieliło, mąka była i z mąki się piekło chleb.
Codzienność i praca
A jak się pierwsze zaczynało to wodą święconą się pokropiło, żeby urosło, no, takie było…ale później to już…a teroz maszyny, to siewniki różne to, tego się już nie urobi. A rękami się siało. Jeszcze ja siałam rękami.
- Czyli trzeba było…pokropić wodą święconą, ale też…?
Jo to i pługiem orałam, i koniem. Mąż do pracy chodził a jo w polu robiłam, to koniem orałam. No…wszystko ręcznie się robiło. Maszyn nie…dopiero później później dopiero maszyny weszły w życie, tak jak tu u nos. Tam gdzie indziej to było, a tu na wsi, tu w tych miejscach to nie było tak. Jako Rębów, Kliszów to to przeważnie takie było. Jeszcze nie było maszyn, a teraz to już wszędzie te maszyny, kombajny, a przedtym się kosą kosiło! Zboże! I wiązało się te snopki. I później się stawiało takie kupki, to schło, później się woziło do stodoły, a później się młóciło. Maszyna, była maszyna, a kieratem…wie Pan co to znaczy kierat? No, konia się zaprzęgało bo światła nie było. Dopiero jak światło weszło, dopiero motorem i na prąd. A tak to kierat. Konie się zaprzęgało i wkoło się kieratem i tę maszynę konie ruszały i tym się młóciło w stodole. Takie było.
Boże Ciało; Burza
No drzewkami! Brzoza, czy jakie…jakie ktoś miał te drzewka, to uciął. Jeszcze i do tej pory przecież jest tak samo. Tu u nos, w Kijach…
- A później co się robi z tymi drzewkami?
Aaa, no z tego ołtarza każdy se uciął gałązkę, z tego drzewka, to do domu przyniósł gdzieś tam, na strychu czy gdzie wsadził, i że to miało ochraniać przed burzami, przed piorunami, że to to takie rzeczy, no.
- Czyli takie…kawałek drzewka miał chronić przed burzami?
Tak, gałązka tako, no. Przecież nie kawałek tylko gałązkę z tego ołtarza właśnie, zerwane. Przyniesiono, że to miało tak ochraniać. A to takie te, zabobony mówili.
- A coś jeszcze robili ludzie, jak przychodziła burza?
Nie…to nie pamiętam.
- Coś się robiło w domu? Wystawiało się coś? Albo odmawiało się jakąś modlitwę?
A nie, no to przedtym, dawniej dawniej, to te obrazki takie co były ze świętymi no to wstawiali w okno. I świece świecili te, gromnice tako. A teraz no to już przecie od X lat tego nie ma. Jeszcze tak, w domu byłam to jeszcze pamiętam mama zawsze wystawiała w okno taki obrazek z tym, ze świętym, albo świecę zapaliła, tę gromnicę jak taka duża burza szła.
„Lejek”
A w Drugi Dzień Świąt Wielkanocnych to znowu były te dzieci, lały się! Lejek był, mówio, Lejek! To wodą, to było ciepło, to latały dzieci, jedne z drugiemi lały się. Znowuż chodziły oblać tam, jak jakich kuzynów to dostawał jaje i ciasta kawałek, jak dziecko poszło polać koguś no to to „idź do kuzyna, tam polej go!” to dały mu tam kawałek ciasta i jajko i przyniósł do domu i mówi „dostałem za polanie!”. Tak polewali, no. To dzieci latały. Starsi no to tak, ale dzieci to przeważnie tak chodziły i polewały, a znosiły te ciasto, te jajka do domu…